Śniadanie oczywiście dostaliśmy, bo podróżnych w zasadzie post nie dotyczy. Zmieniły się natomiast nasze postoje. Już nikt nie przychodzi do nas z herbatą w szklaneczkach o kształcie kwiatu tulipana - Ramazan i koniec!
Nasz cel to most Malabadi zlokalizowany na rzece o jakże uroczej nazwie BATMAN:-)
Po drodze czeka nas jednak przygoda. Drogi w Turcji wschodniej są aktualnie mocno remontowane, czasem poruszamy się po szutrach, aby za chwilę wjechać na nową porządną dwupasmówkę. I właśnie na takich szutrach pęka nam opona. Jakie szczęście, że nie stało się nam nic na krętych górskich ścieżkach. To chyba zasługa naszego niesamowitego kierowcy...
ale jednak stajemy gdzieś przy drodze. Sprawa jest na tyle poważna, że bez interwencji pomocy drogowej nie obejdzie się. Dobrze, że nie stoimy całkiem w szczerym polu. W pobliżu kilka domów, jak mówi Okan - kurdyjska wioska.
Kilka odważnych osób zaopatrzonych w aparaty fotograficzne i kieszenie wypchane słodyczami idzie na zwiady:-) Zresztą z wioski nadbiega też do nas kilkanaście dzieci. Początkowo nieufne, (chyba po raz pierwszy widzą tutaj turystów) w krótkim czasie przekonane słodkimi cukierkami nawet chętnie pozują do zdjęć.
Słońce mocno praży więc w cieniu naszego autobusu nasze Nauczycielki zakładają polską szkołę:-) Liczymy po polsku. W grupie dzieci jest nawet jeden prymus, któremu udaje się powtórzyć te nasze wszystkie "szeleczczące" słowa:-)
Zostajemy też zaproszeni do wioski. Przyjęcie prawie staropolskie. Na stół idzie ogromny arbuz, świeżo upieczony chleb, mało brakowało żeby nie zabili dla nas indyka - w ostatniej chwili udało się go uratować:-) Przesympatyczni ludzie, łamaną angielszczyzną tłumaczą nam jak tu żyją, z czego się utrzymują. Kilka osób nawet pomaga im przy przygotowywaniu do suszenia liści tytoniu. Wszystko takie naturalne... to nie jest fakultatywna wycieczka do "tradycyjnej wioski" gdzie zaraz po odwiedzinach turystów, życie toczy się zupełnie inaczej... tutaj nie ma udawania, tak po prostu tutaj jest. Prości ludzie, ich życie, radości i troski... i my w tym wszystkim zupełnie przez przypadek, szczęście jednak nam sprzyja:-)
Kiedy wreszcie ruszamy, wreszcie zaczyna działać klimatyzacja:-)
Sam most potężny, a rzeka w dole już malutka. Jedziemy dalej, trochę bardziej na południe.