Obudziłem się jak nowo narodzony, jeszcze 2 nifuroksazydy i mogę zjeść małe śniadanko.
Jedziemy na południowy wschód wzdłuż granicy z Armenią, w kierunku granicy z Iranem do miasta Dogubayazid. Po drodze jednostka wojskowa, zakaz fotografowania.
Zwiedzimy Pałac Ishaka Pasha z XVII wieku - kolejne MIEJSCE, KTORE TRZEBA ZOBACZYĆ CHOCIAŻ RAZ W ŻYCIU... Niesamowite... droga wije się wysoko pod górę, wjeżdżamy na ogromny taras, a tam wybudowany jakby nad przepaścią przepiękny pałac. Nic dziwnego, że wpisano go na listę dziedzictwa światowego UNESCO.
Niestety już częściowo został obrabowany - piękne złocone drzwi wejściowe można oglądać w sanktpetersburskim Ermitażu, obecnie jest w trakcie renowacji.
Fantazyjne wzory na ścianach, bogato rzeźbione w kamieniu, mozaiki na ścianach i podłogach... w sumie 366 pokoi - głównie pomieszczenia haremu:-) własny meczet, system centralnego ogrzewania, łazienki i toalety z kanalizacją:-)
Migawka w aparacie powoli się zagrzewa:-) zdjęć można narobić do woli, aż żal stąd wychodzić, można się tu zgubić i odnaleźć tak z tysiąc razy, można zaglądnąć prawie wszędzie...
I co najlepsze tutaj znów jesteśmy praktycznie tylko my.
Aga pozuje w drzwiach wejściowych do haremu i zaprasza mnie do wnętrza...
Ale czas ciągle goni nas. Gnamy dalej na południe tym razem wzdłuż granicy z Iranem. Krótki postój przy wodospadach Muradiye - ot spadająca woda, bez zachwytu.