Kolejna wczesna pobudka, śniadanko w hotelu, szybkie pakowanie rzeczy i jedziemy dalej...
przed nami kawał drogi. Za to dzięki wczesnej pobudce każdy z nas ma jeszcze szansę zobaczyć dobrych kilkadziesiąt balonów nad Kapadocją... Kilka osób zdecydowanie pożałowało tych zaoszczędzonych 150 E - myślę, że WARTO BYŁO POLECIEĆ:-)
Jedziemy na północ do Hattusas, "słynnej stolicy hettyckiej znanej z zachowanych tablic z pismem klinowym. Następnie zwiedzimy skalną świątynię Yazilikaya, w której znajdują się malowidła 63 spośród 12 tysiąca bóstw czczonych przez ludność hetycką."
teraz to już tylko stanowiska archeologiczne, ale dawniej... ogromne, położone na wzgórzach miasto zamieszkiwane przez kilkadziesiąt tysięcy ludzi, zbudowane było z dwóch części: cytadeli z budynkami administracyjnymi i świątyniami oraz właściwego miasta opasanego murami z trzema potężnymi bramami - my zobaczyliśmy Bramę z Lwami.
No i jeszcze magiczny zielony kamień ...podobno spełnia życzenia:-)
i wreszcie czas na lunch... mała "agroturystyka" z prawdziwym tureckim jedzeniem... pychota:-)
za oknem ciągle zmieniają się widoki - jakaż tu różnorodność... góry, żółto-zielone wzgórza jak na polskim podkarpaciu, a potem przez chwilę prawie tak płasko jak na mazowszu i znowu przejeżdżamy przez skalne wrota wzdłuż rzeki wijącej się w górach. Droga kręta, ale nasz kierowca to mistrz świata:-) i wreszcie morze. Niby miało być Morze Czarne, ale ono jakieś takie całkiem niebieskie:-)
Naszym celem jest miasteczko Sinop, tu spędzimy kolejne kilka dni na "części wypoczynkowej".
Zamieszkaliśmy w Hotelu Kumsal - wszystkie pokoje z widokiem na morze. Dostaliśmy pokój na najwyższym piętrze, widok cudowny...
Na podeście przed hotelem, widzimy długi stół - to dla nas - romantyczna kolacja nad brzegiem morza o zachodzie słońca... wieje lekka ciepła bryza, słońce schodzi coraz niżej...
dziś jeszcze jedna gratisowa atrakcja... prawdziwe tureckie wesele:-)
skromne... na stołach tylko napoje i nijak to pasuje do naszego staropolskiego "zastaw się, a postaw się" ale za to zabawa przednia, tradycyjne śpiewy i tańce, potem pokaz sztucznych ogni i w sumie wcześnie się skończyło... Chociaż my i tak nie dotrwaliśmy do końca, zmęczenie jednak daje się trochę we znaki. Za to jutro śpimy do upadłego:-)