I lecimy, pogoda dopisuje, humory też, ale pomimo miejsca przy oknie szybko zasypiamy zmęczeni dotychczasowym koczowaniem i budzimy się dopiero na sygnał zapięcia pasów bezpieczeństwa przed lądowaniem.
Potem jeszcze chwila w kolejce po wizę turecką (15 $) i wychodzimy przed budynek lotniska w Antalyi.
Coś mało nas z Rainbow... ???
Idziemy z bagażami do autobusu i... pierwsze zdziwienie, kierowca pakuje nasz bagaż i nie żąda bakszyszu – jakoś tak normalnie... (w Egipcie bez bakszyszu nigdzie nie pojedziesz)
Autobus rozwozi uczestników, jedziemy przez miasto – tłoczno tu jakoś, no ale pewno trzeba przebić się przez miasto, aby dotrzeć nad morze, a tam będzie nasz hotel...
Zatrzymujemy się jednak w centrum, przed Hotelem przy jakiejś głównej ulicy i każą nam wysiadać – jak to? Przecież miało być morze? Wysiadamy pełni obaw...
Pilotka, starsza pani, przydziela pokoje, zapoznaje nas z programem na dziś i jutro i daje wskazówki co do poruszania się w mieście.
Dziś wieczorem obiadokolacja, czekamy jeszcze na resztę uczestników z innych miast (niektórzy przylecieli niestety późno, wręcz nad ranem i mieli tylko kilka godzin na odpoczynek).
Jutro wczesne śniadanie i zaczynamy naszą podróż.
Pokoik niewielki, ale schludny. Jest wczesne popołudnie więc po chwili drzemki postanowiliśmy wybrać się na zwiedzanie.
Nasz Hotel MOSTAR 3* jest w centrum miasta, bardzo blisko głównego deptaka. Prosta, łatwa droga w kierunku małego portu. Po drodze mnóstwo bankomatów (mBank ma w ofercie bezpłatne wypłaty ze wszystkich bankomatów na całym świecie – więc w walutę zaopatrzyliśmy się już na miejscu).
Na deptaku mnóstwo ludzi, ale nikt nas nie zaczepia, nikt nie chce na siłę czegoś tak nam sprzedawać, nikt nie zaciąga nas do sklepu żeby nam coś pokazać... całkiem inaczej niż w Egipcie, a przecież jesteśmy w takim trochę arabskim (czy może raczej muzułmanskim) kraju, ale jest jakoś tak normalnie, europejsko...
Dopiero w porcie próbują nas namówić na krótki rejs łódką, ale wcale nie są bardzo nachalni, jak nie to nie i tyle, dają nam spokój.
Siedząc na falochronie oglądamy wschód słońca potem jeszcze spacer po Bazarze i... Pierwsze ZAKUPY:-)
Bransoletki i świecidełka dla Agusi, a dla Mareczka dziewczyna:-) czyli maska kobiety zrobiona z jednego kawałka skóry (w naszej galerii).
już późno, wracamy do Hotelu, zjadamy kolację i kładziemy się spać na kilka godzin. Pokoik mały, trochę duszny, ale za oknem turecka knajpka zaczyna tętnić życiem - dobrze, że można zamknąć szczelnie okno - klima działa:-)